Po gali w Bydgoszczy – Polacy daleko od mistrzostwa

Gala w Bydgoszczy na którą niestety nie mogłem tym razem dotrzeć przyniosła kilka ważnych odpowiedzi na temat trójki zawodników Ulrich Knockout Promotions.  Łukasz Janik wciąż zaskakuje po powrocie z banicji, Paweł Kołodziej wciąż nie może się otrząsnąć po blisko rocznej przerwie, a Artur Szpilka dostaje kolejną lekcję boksu.

Zapraszam do lektury i komentowania.

 

Z sobotniej gali obejrzałem 3 walki, i muszę przyznać, że pierwsza z nich czyli bratobójcza potyczka Janik vs Rusiewicz przyniosła nadspodziewanie sporo emocji. Panowie doskonale się znali, jednak widoczna była bardzo duża chęć Janika do urwania głowy koledze z sali treningowej. W wykonaniu Janika pojedynek był bardzo siłowy, zawodnik UKP zadawał dużo mocnych ciosów, które robiły wrażenie na rutynowanym Rusiewiczu.  Gdyby walka potrwała więcej niż 6 rund, niewykluczone, że Janikowi udałoby się wymęczyć zwycięstwo przed czasem. Nie zabrakło też nieczystych zagrań. Janik uderzył po zatrzymaniu walki przez sędziego, Rusiewicz wyprowadził cios gdy ten przepraszał go za swoje nieczyste zachowanie.

Odmieniony Łukasz Janik walczy agresywnie, w ringu widać złe intencje. Jednocześnie widać dobre przygotowanie. Przez 6 rund Janik narzucił bardzo wysokie tempo, bijąc dużo ciosów i nie przerywając ani na chwilę presji. Jednocześnie w swoim nieco chaotycznym boksowaniu dawał się łatwo trafiać, szczególnie sprytnie bitymi przez Rusiewicza podbórdkami.

Boks Łukasza może się podobać, i nawet jeśli ten styl nie rokuje zbyt dobrze w walkach z dobrze kontrującymi i mocno bijącymi zawodnikami, to walki Janika z pewnością mogą dostarczać dużo emocji.

Lęki Kołodzieja

Ostatnie występy Pawła Kołodzieja rozczarowują wielu kibiców boksu. Aspirujący do mistrzowskiego tytułu zawodnik z Krynicy, nie potwierdza, że sprosta ciężarowi pojedynku na najwyższym poziomie. Pawłowi problemy sprawiają zawodnicy przeciętni, a za takiego trzeba uznać Cesara Crenza. Mierzący 195 centymetrów Kołodziej, przez ostatnie lata do perfekcji starał się opanować walkę w pełnym dystansie i wykorzystywanie ponadprzeciętnych warunków fizycznych jak na kategorię junior ciężką i trzeba przyznać, że jest to racjonalna strategia. Wydaje się, że z wieloma zawodnikami o sporo mniejszych gabarytach, lub słabych umiejętnościach, ten styl sprawdzał się dość dobrze. Paweł umiejętnie trzymał dystans bijąc systematycznie lewy i prawy prosty, co najczęściej dawało mu pewne zwycięstwo na punkty, bez większego kontaktu z zawodnikiem.

Jednocześnie w kilku wcześniejszych walkach widać było, że Kołodziej nie radzi sobie z nieustającą presją, obroną w półdystansie oraz z zawodnikami którzy przedrą się przez jego ciosy proste. Obserwowaliśmy więc w wykonaniu Pawła odwracanie się plecami w przypadku gdy zawodnik znalazł się za blisko, chaotyczny i nieskoordynowany klincz, niepewne i nieco pokraczne uciekanie z półdystansu. Dodatkowo niezwykle wymowna bywa zawsze mina Pawła, który ewidentnie nie jest zadowolony, gdyby musi walczyć w defensywie lub gdy rywal odważy się położyć ręce na jego twarzy. Mam nawet dziwne wrażenie, że Paweł niespecjalnie potrafi przyjmować ciosy, a jeśli już musi to robić to jest to dla niego zupełnie nieplanowanym elementem walki.

We wczorajszej walce Paweł przyjął kilka mocnych ciosów, i nie wyglądało to najlepiej. Po prawym Crenza z 3 rundy Kołodziej nie upadł, ale z trudem dotrwał do końca rundy. Choć wyłapanie przypadkowego ciosu zdarza się każdemu, to jednak oczekiwania kibiców a także samego promotora co do tej walki były całkiem inne. Kołodziej zawodników pokroju Cesara Crenzo powinien zdominować, najchętniej efektownie nokautując. Tymczasem w kolejnych rundach Paweł starał się za wszelką cenę nie dopuścić do powtórki z 3 rundy, walczył więc możliwie asekuracyjnie, bezpiecznie i jak najdalej od nieco sfrustrowanego tym stylem rywala. Ta taktyka oczywiście przyniosła mu sukces, jednak nikt kto zna boks zawodników, z którymi chciałby walczyć Paweł (czyli Huck, Jones czy Lebiediew) wie, że tak boksujący Kołodziej nie ma najmniejszych szans na pozytywny rezultat. Na mistrzowskim poziomie każdy zdecydowany, mocno bijący, wywierający presję i potrafiący podejści blisko zawodnik prawdopodobnie przełamie psychicznie Pawła. Nie musi oznaczać to porażki, jednak po ostatnich pojedynkach nie można traktować Kołodzieja jako dużą nadzieję na mistrzostwo w swojej kategorii. Oczywiście do mistrzostwa dochodzą różni zawodnicy, więc zdobycie pasa niekoniecznie będzie musiało oznaczać pokonanie takich bydlaków w ringu jak Jones czy Huck, co nie zmienia faktu, że każdy aktualny mistrz świata będzie w stanie trafić Pawła mocnym ciosem. Czy Kryniczanin to zniesie? Można mieć wątpliwości.

Narcyz Szpila

"Spędziłem 30 minut przed lustrem patrząc jak wyglądam" – rzekł szczery jak zawsze Szpila. Nowy wizerunek Artura, choć sympatyzuję z poglądami narodowymi, zupełnie nie przypadł mi do gustu. Artur stracił na efektowności. Pomarańczowy, zawiadiacki strój więzienny zawsze robił spore wrażenie, a szczególnie przed zbliżającymi się walkami w USA sprawdziłby się jako marketingowy magnes. No bo kto w tym sporcie nie kocha złych chłopaków?

Ewolucja postawy i wizerunku Artura nie jest zasadniczo rzecz biorąc zła, ale po prostu efekt końcowy jest słaby. Mówiąc dosadniej i bardziej wprost – szlafroczek jest do zmiany. Artur praktycznie nie był w nim widoczny, a przy Minto wyglądał jak chucherko. Jak wszyscy wiedzą, czarny wyszczupla 🙂 Szpilka w nowym stroju praktycznie zniknął, zamiast błyszczeć i przyciągać uwagę w trakcie wchodzenia do ringu. Tyle o okołoringowej "modzie", przejdźmy do boksu.

Kolejna lekcja pokory

Do znudzenia można powtarzać, że prowadzenie Szpilki jak na polskie warunki jest absolutnie wyjątkowe. Zakontraktowanie Arturowi Briana Minto przed rewanżem z Mollo to znakomite posunięcie. Od początku było wiadomo, że Minto raczej nie sprawi niespodzianki jednak da dobrą i twardą walkę. Po ostatniej walce z Mollo właśnie do tego zachęcałbym promotorów Artura. Szpilce potrzebne są walki z rywalami, którzy sprawiają problemy studząc gorącą głowę Artura, ale fizycznie nie są w stanie zrobić mu krzywdy. Artur po prostu wciąż naraża się na to by ta krzywda mu się stała. Nie inaczej było w sobotniej walce.

Pomimo wielokrotnie powtarzanych deklaracji, ręcę Artura w półdystansie wciąż nie były przyklejone do brody. Może i nie byłoby to złe gdyby potrafił wychodzić z tego bez szwanku, niestety w klinczu i przy linach zdarzało mu się przyjmować czyste ciosy.

Artur walczył w tej walce nieco dziwnie. Miałem wrażenie, że był zdeprymowany brutalną krytyką jego zachowania jaką zapewnił mu w przerwach między rundami trener Łapin. Trenek UKP nie przebierając w słowach wymagał od niego powtarzania ciosów prostych i stałego podnoszenia rąk, ganiąc za gwiazdorskie wybryki sprzed walki. Szpilka chcąc wdrażać zalecenia tracił jakby na atutach w ataku. Mam wrażenie, że myśląc o zaleceniach trenera w obronie, przestawał boksować, dając się notorycznie zapędzać do lin, gdzie Minto radził sobie lepiej od niego. Nie wiem czy to dobra strategia i dobry pomysł, ale być może przełamanie nawyków Artura musi nastąpić właśnie w walce, a nie na niezliczonych treningach. Efekt w walce był jednak słaby.

Na plus można przyjąć, że Artur nieco lepiej bronił się przy linach barkami oraz stosował odchylenia głową, czego nie było w walce z Mollo, gdzie potrafił na sztywno przyjmować mocne sierpowe. 

W ataku Szpilka wyglądał jednak stosunkowo przeciętnie. Tak jak pisałem powyżej, mam wrażenie, że przyczyniły się do tego próby trenera przełamania nawyków Szpili w obronie. Ciosy proste na głowę przy dobrym balansie Minto w pierwszej połowie walki w cale nie były wyjątkowo skuteczne, a wydaje się, że najlepsze i najczystsze trafienia notował Artur zadając kontrujące sierpowe czy ciosy na tułów. Pomimo tego przez całą walkę z narożnika słyszeliśmy "ciosy proste Artur, ciosy proste". Nie śmiałbym polemizować z Fiodorem Łapinem, ale ciekawy jestem opinii innych obserwatorów jak postrzegali skuteczność poszczególnych akcji i podpowiedzi jakie dostawał Szpila w narożniku.

Na minus trzeba też zaznaczyć siłę fizyczną, która w zestawieniu z Minto była jakby niewystarczająca. Artur dawał się przestawiać sporo mniejszemu rywalowi, miał problemy z wydostania się z klinczu czy samą fizycznością filigranowego jak na kategorię ciężką rywala. 24 latek wciąż jednak rozwija się i krzepnie w królewskiej kategorii, niewykluczone że za kilka lat będzie to wyglądało nieco lepiej.

Po walce z Minto trudno nie stwierdzić, że Artur Szpilka nie jest zawodnikiem, od którego w najbliższych latach powinniśmy wymagać wygrywania walk na najwyższym światowym poziomie. Szpilka ma sporo błędów do wyeliminowania, a nie jest też do końca jasny styl, który ma powstać w wyniku zmiany nawyków Artura. Boksujący zza gardy ciosami prostymi Szpilka, nie będzie zawodnikiem mogącym wiele zdziałać. Jasne, bardzo mobilny i ciągle pozostający w ruchu oraz uderzający prostymi Szpilka (jak opanuje w końcu te trzy elementy), będzie dla wielu pięściarzy trudnym do boksowania zawodnikiem. Jednak problem pojawi się przy sporo wyższych zawodnikach, którzy będą dysponować lepszymi warunkami fizycznymi i lepszymi ciosami prostymi bitymi z dobrze wyczuwanego dystansu. Do nich trzeba będzie się zbliżyć, a na to w tej chwili nie widzę recepty i pomysłu w boksie Szpili.

Przy tej charakterystyce i warunkach fizycznych, stosunkowo krótkich rękach Szpilka jest predysponowany do walki w półdystansie, czego mam wrażenie jego sztab trenerski chce uniknąć.  Czy jest to słuszna strategia, zobaczymy. Na razie czeka nas potyczka z Mollo, którą Artur powinien pewnie wygrać nie przyjmując ani jednego czystego sierpowego na szczękę.